- Zostanie pan na kolejny sezon?
- Zawsze chętnie przyjeżdżam do Starogardu Gd. Mam tutaj mamę i to właściwie dzięki niej mogę tutaj być, bo dojeżdżanie dzień w dzień z Gdyni byłoby dla mnie katastrofą. Żal mi drużyny, ale chyba najbardziej samochodu (śmiech). Trzeba oddać go do mechanika i zobaczyć ile ta zabawa w piłkę tak naprawdę będzie mnie kosztowała. To się odbywa przecież kosztem mojej rodziny, firmy czyli kwiaciarni. Żona nie miała samochodu i nie miała mnie jako pomocnika. Trzeba było odmawiać wesela, pogrzeby, bo ja się wygłupiałem w piłkę. Zawsze będę to robił. Tylko teraz trzeba postawić konkretne pytanie. Dla kogo mamy robić piłkę nożną w Starogardzie Gd.? Dla tej garstki kibiców? Jak najbardziej. Tylko, że 11 chłopaków na boisku, kilku zapaleńców z zarządzie i zwariowany trener to za mało. Po meczu z Pelplinem udzieliłem wywiadu dla tczewskiej telewizji i powiedziałem, że żałuję, że nie widziałem meczu reprezentacji Polski i Szkocji. Loża na naszym stadionie była pełna prominentów, biznesmanów, działaczy i władz miasta. Szkocja przyjechała do nas pierwszy i ostatni, reprezentacja Polski pewnie też. Natomiast jeśli władzom miasta, sponsorom i oficjelom, tak podoba się piłka kobieca, to zróbmy w Starogardzie Gd. piłkę nożną kobiet. My się staramy. Chłopacy jadą na mecz prosto z pracy, z budowy, ze szkoły, bez obiadu, cały dzień na nogach, po to by pokazać się z jak najlepszej strony. Udało mi się w nich zaszczepić wolę walki, a przecież jest różnica w stosunku do pierwszej rundy. Nikt nas nie leje, nie jesteśmy pośmiewiskiem. Drużyny zaczynają czuć przed nami respekt. Wygraliśmy nasze małe derby i ze Skarszewami i z Pelplinem. Chcemy pokazać, że warto w nas inwestować.
- Przed pana przyjściem mówiło się, że do utrzymania potrzeba cudu. Pan tego cudu prawie dokonał, ale przychodząc tutaj mówił pan też, że zależy mu na zmianie podejścia do piłki niektórych osób w mieście. Tego chyba nie udało się dokonać?
- U chłopaków tak. Widzę to zaangażowanie kosztem rodzin i czasu wolnego. Nasz napastnik Mateusz Dubiela, właśnie skończył szkołę, poszedł do pracy. Zaczął mówić, że nie może przyjeżdżać, że praca itd. Zadzwoniłem jego do pracy, poprosiłem i puścili go na sobotni mecz. Widać, że są ludzie, którzy chcą nam pomagać. Jednak najważniejsza osoba w mieście to prezydent. Jest także Marek Jankowski, którego znam od dzieciństwa, razem graliśmy w piłkę. Niestety z przykrością muszę powiedzieć, że Marka na naszym meczu nie widziałem ani razu. W Pszczółkach jeden z działaczy Pomorskiego Związku Piłki Nożnej jeździ za drużyną, pilnuje, kibicuje. Gdyby Marek jako wiceprezes, poszedł na jakiś mecz ludzie, by go kojarzyli, a szczególnie sędziowie. Bywało nie raz, że nas oszukano. Przy wyniku 2:2, w przeciągu jednej minuty nie uznano nam dwóch prawidłowo strzelonych bramek. Dzisiaj tych punków nam brakuje. Tu nie chodzi o to, by wywierał jakąś presję, tak jak to się kiedyś robiło. Za moich czasów, gdy grałem w Bałtyku Gdynia, jechaliśmy do Zagłębia Sosnowiec, klubu Edwarda Gierka i dostawało się w „ryj” 2:1, bo Gierek miał kaprys, żeby Zagłębie grało w Ekstraklasie. Jeżeli człowiek odpowiedzialny w mieście za sport nie ma czasu przyjść na mecz to jest przykre. Nie może być tak, że jest referendum i akurat w tym dniu prezydent przyjeżdża na mecz do Redy. Chłopacy są po jego stronie, bo obiecuje, jak to będzie fajnie. I co?
- I co?
- I nic. Skończyło się referendum. Teraz rozmawiam z prezesem Arturem Dąbrowskim co powiedzieć chłopakom? Ja chętnie bym tutaj został, ale chcę mieć pewność, że robimy piłkę na poważnie. Współpracuję w naszym klubie m.in. z trenerami juniorów. Zapytałem ich jakie mają plany czy jadą na jakiś obóz w wakacje? Ale nikt nic nie wie. To nie jest normalne. Ja pamiętam swoje dziecięce lata, gdy trenowałem u Kazika Jankowskiego. Pierwszy miesiąc mieliśmy wolny, jechaliśmy na kolonie, a drugą cześć wakacji spędzaliśmy na obozie sportowym. (...)
Wywiad w całości w dzisiejszej Gazecie Kociewskiej, która wraz z Dziennikiem Pomorza ukazuje się na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze