- Starogard Gd. jest o krok bliżej referendum, pan z kolei krok bliżej do utraty stanowiska. Spodziewał się pan tak znaczącego poparcia mieszkańców w sprawie referendum?
- To, że będzie jakaś próba „wysadzenia” mnie z siodła wiadomo od dawna. Są pewne środowiska w Starogardzie Gd., które nigdy nie pogodziły się z faktem, iż wygrałem w pełni demokratycznych wyborach, po czterech latach sprawowania najwyższego urzędu w Starogardzie Gd. I to wygrałem nie tylko z kontrkandydatem, ale także przy znacznym wsparciu kontrkandydata przez premiera Donalda Tuska i marszałka senatu Bogdana Borusewicza. Byłem zdany wyłącznie na moich wyborców, którzy ocenili moją przydatność do pełnienia kolejnej kadencji. W marcu ubiegłego roku, a więc trzy miesiące po II turze wyborów, docierały do mnie odgłosy ze środowiska Platformy Obywatelskiej, że szukają metody, jak „dopaść” Stachowicza. Nie ma tutaj żadnego przypadku.
- Działacze Platformy Obywatelskiej z całą stanowczością odcinają się od referendum.
Ktoś, kto śledzi tą sferę społeczną i polityczną miasta, nie ma złudzeń. Należy sobie zadać pytanie, kim w jest pan Marcin Wichert? Po pierwsze jest mało znaną osobą w Starogardzie . Pan Wichert niczego w mieście nie zainicjował, przynajmniej z tego co ja wiem i co wiedzą środowiska uczestniczące w życiu publicznym. Nigdy do mnie o nic się nie zwracał, w sensie załatwienia jakiejś sprawy publicznej. Z mojego otoczenia nikt też o nim nie słyszał i nie ma żadnego śladu, by z czymkolwiek występował na rzecz miasta, mieszkańców czy jakiejś grupy społecznej. Pan Wichert, publicznie wypowiadał się, że w grudniu 2010 r. na mnie głosował w II turze wyborów i jednocześnie, że za mojej kandydatury w mieście nic się nie dzieje, a Starogard Gd. się nie rozwija. Nie sądzę, by głosowanie na mnie było dziełem przypadku, po czterech latach pierwszej kadencji moje cechy są mieszkańcom doskonale znane. Pierwszy ślad publiczny możliwości przeprowadzenia referendum miał miejsce 5 października i nie jest to czas przypadkowy, ponieważ z inicjatywą referendalną można wyjść w 10 miesięcy po wyborach. W międzyczasie nic takiego nie zaistniało, co by załamało zaufanie do sprawowania przeze mnie najwyższego urzędu w mieście. Mało tego, w 2011 r., czyli w pierwszym roku drugiej kadencji wydarzyło się bardzo dużo pozytywnego. Oddano ul. Nową Jabłowską, Kochanki, Chełmońskiego, praktycznie od podstaw wybudowano stadion piłkarsko – lekkoatletyczny. Podjąłem także szereg inicjatyw w opiece przedszkolnej, pojawiły się zajęcia dodatkowe w szkołach. To są argumenty, że dużo wydarzyło się w zakresie rozwoju miasta.
- Czy przed referendum zamierza pan zorganizować kontratak?
- Informacje o wszelkich wydarzeniach w mieście przekazujemy za pośrednictwem prasy i innymi kanałami. Jestem przekonany, że będzie trzeba zintensyfikować przepływ informacji w szerszym zakresie niż dotychczas. Przede wszystkim o dokonaniach, szczególnie z tego minionego roku 2011 r., ale także w związku z tym, że został przyjęty budżet na 2012 rok.
- Czy ma pan jakikolwiek dowód na to, że referendum jest inspirowane przez Platformę?
(...)
Więcej w Gazecie Kociewskiej,
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze