Dziś królują wielkie fermy hodowlane w których „produkuje” się kury, gęsi, indyki a nawet strusie. Żałośnie wyglądają te stworzenia ściśnięte w kurnikach, które mają tylko jeść, by w krótkim czasie znaleźć się na stołach amatorów mięsa kurzego. Bez dziennego światła, bez możliwości grzebania pod krzaczkiem łopianu, ze szczątkami pierza, oczekują na koniec cyklu hodowlanego. Jedne z ferm dostarczają jajek znoszonych przez tysiące niosek do konsumpcji, a inne, z domieszką zarodowych kogutów, przygotowują jajka do wylęgu w masowych inkubatorach. Paskudna produkcja.
Jak smakuje kurzy rosół od kury z podwórka? Palce lizać! Dawniej na wiejskich weselach był środkiem dającym możliwość utrzymania równowagi, pomimo dużej ilości wypitego alkoholu. Są hodowcy którzy na własne potrzeby, w cieniu wielkiego kurnika, hodują drób tradycyjną metodą. O czymś to mówi.
I moi rodzice mieli trochę kur w zagrodzie babci Pauliny. Stadko, w towarzystwie dorodnego koguta, przemierzało gospodarstwo w szerz i wzdłuż wyszukując co smaczniejsze kąski darowane przez naturę. W maju mama nasadzała klukę na jaka. Kiedy jedna z kur zaczęła klukać zamiast gdakać, wiadomo było, że nadszedł czas przygotowania jej gniazda.
Pamiętam, że był to kosz pleciony po butli do wina. Został wymoszczony słomą, położyła tam mama kilkanaście jaj i posadziła klukę, która tylko na to czekała. Bywało, że brakło jeszcze odpowiedniej ilości jaj. Wówczas kluka dostawała jaja ślepe, wykonane z gipsu, by podtrzymać czas „klukania”. Przy wymianie na prawdziwe, kurza mama wcale nie protestowała. Usiadła ostrożnie na gnieździe, dziobem przegarniała jajka, by otulić je szczelnie swymi piórkami. Siedziała grzecznie i cierpliwie przez 21 dni. Były krótkie przerwy na „własne potrzeby” i posiłek, co jednocześnie wiązało się z wietrzeniem gniazda. Po kilku dniach od nasadzenia mama sprawdzała czy jaja się zakluły. Brała każde w dłonie otulając dość szczelnie, jedynie końce jaj były odsłonięte. Kierowała w stronę słońca, a drygi koniec do oka. Jeśli była w jajku ciemna plamka znaczyło, że rozwija się zarodek pisklęcia. W przeciwnym wypadku jajko było wyrzucane. Dokładnie po 21 dniach, słychać było stukanie dziobkami w skorupkę jaja, ukrytych wewnątrz pisklaczków. Mama czasem pomagała wydostać się na zewnątrz poprzez delikatne odłupywanie skorupki. Bywało, że wszystkie kurczaczki wykluły się jednego dnia. Słychać było kwilenie tych żółtych kuleczek, które po wysuszenia już biegały dookoła kluki, jak na zagniazdowniki przystało. Pierwszym posiłkiem było drobno posiekane żółtko z ugotowanego jajka. Przyjemnie było popatrzeć jak kurza mama troskliwie rozdrabnia dziobem co większe kosteczki i podaje maluchom.
Po kilku dniach kluka z dziećmi została umieszczona w klatce na podwórku. To było specjalne urządzenie do chowu młodego drobiu jak i królików. Miała około dwóch metrów długości, metr szerokości pół metra wysokości. Składała się z dwóch części. Większa połowa zabezpieczona była siatką drucianą, część druga miała zadaszenie i trzy ściany deskowane. W razie deszczu lub wiatru kluka z młodymi chowała się pod daszek w zaciszne miejsce. W klatce było korytko do wody i do karmy. Tutaj kurczaczki otrzymywały już drobno posiekane pokrzywy i listki komosy. Zbieraliśmy też ze stawu rzęsę na karmę, ale to szczególnie dla kaczek. Kurczaki rosły w sposób naturalny, bez dzisiejszych pasz zmuszających do szybkiego wzrostu. Tak przyzwyczaiły się do swej kurzej mamy, że już opierzone pchały się pod skrzydła kluki. Najczęściej kluka przestała opiekować się kurczakami w określonym czasie – podopieczni nie wymagali już opieki.
Bywało jednak, że cały czas słychać było kluk, kluk, kluk… wówczas, by zmusić ją do obowiązków normalnej kury i znoszenia jajek, mama umoczyła klukę w beczce z wodą. Ta, silnie przestraszona, pobiegła prosto do stada dorosłych kur, trzepiąc po drodze skrzydłami i gdacząc jak na kurę przystało. Młode kurczaki były przeganiane od starego stada. Bywały i śmieszne sytuacje, kiedy młody kogucik stawał naprzeciw wodza haremu, stroszył piórka i wyzywał na pojedynek starego koguta, co kończyło się przegonieniem zuchwalca. Mama czekała aż kurczaki osiągną naturalny wzrost. Kury zostały do roku następnego, by znosiły jaja. Został też jeden kogut, pozostałe, niestety wędrowały do garnka.
Opowiadał nam nasz ojciec taką historię. Pod koniec wojny został zmuszony przez Niemców do pracy w podwodach dowożących amunicję na Pommernstellung czyli Wał Pomorski w rejonie Debrzna. A tak richt po naszamu, to był wyjechany na Pómry. Wraz z kolegą zostali zakwaterowani w opuszczonym gospodarstwie poniemieckim. W domu było całe wyposażenie, po podwórku chodziły kury. Ojciec napalił w piecu a kolega zabił kilka kur, które po oprawieniu gotowali na rosół. Mój ojciec amator kurzych żołądków, postanowił zjeść je sam. Umieścił je w garnku i wsadził do dochówki w piecu kaflowym. Tam się dogotowały, a kiedy kolega krzątał się po stajni by nakarmić podwodowe konie, ojciec ze smakiem spałaszował żołądki. Kolega wyjmuje z garnka ugotowane kury i szuka żołądków, pewnie też lubił. Bernard, gdzie są żołądki – pyta. A ty nie wiesz, że niemieckie kury żołądków nie mają? Obaj setnie się uśmiali.
Kiedy jem kurczaka, zawsze przychodzi mi na myśl tamta historia. Oby już tylko historią pozostała.
Gdańsk, 4 stycznia 2008
Reklama
Kluka i Pómry
KOCIEWIE. W gospodarstwach moich dziadków było wszystko, co w tamtych latach u dobrego gospodarza być powinno. Były krowy i owce, konie i świnie oraz mnóstwo drobiu. Po podwórku biegały kury, gęsi, indyczki, perliczki i kaczki.
- Edmund Zieliński
- 06.05.2008 00:02 (aktualizacja 18.08.2023 15:22)

Data dodania:
06.05.2008 00:02
KOMENTARZE
Autor komentarza: KaśkaTreść komentarza: Obwodnicy nie ma i nie będzie tak jak nie ma przejazdów pod torami i nowego wiaduktu w Starogardzie.Data dodania komentarza: 16.02.2025, 06:32Źródło komentarza: WAŻNE: Duże zainteresowanie budową obwodnicy Starogardu Gdańskiego. Wpłynęło 12 ofertAutor komentarza: Stanisław SierkoTreść komentarza: ... każda promocja pięknych miejsc Kociewia, a szczególnie miejsc NAJBLIŻSZYCH naszym sercom i najbliższych odległościowo jest CENNA ... brawo ... liczę na kontynuację ... pozdrawiam wszystkich aktualnie pracujących w Wydawnictwie Pomorskim ... Stanisław Sierko, były redaktor naczelny "Gazety Kociewsakiej" ...Data dodania komentarza: 14.02.2025, 20:42Źródło komentarza: Historia i dziedzictwo Borów Tucholskich – niezwykłe miejsca, które warto odwiedzićAutor komentarza: DjTreść komentarza: Szkoda, że f-sz czynni e służbie ten dzień obchodzą jak każdy inny. Każda formacja dostaje nagrody na swoje święto, ale to SW stan umysłuData dodania komentarza: 13.02.2025, 22:43Źródło komentarza: Święto Tradycji Służby Więziennej - spotkanie z emerytowanymi funkcjonariuszamiAutor komentarza: Duda AndriuTreść komentarza: Bla bla bla nudyData dodania komentarza: 11.02.2025, 22:11Źródło komentarza: O polityce, wyborach i haniebnej wypowiedzi minister Nowackiej. Felieton Piotra SzubarczykaAutor komentarza: KaśkaTreść komentarza: Same bzdety. Propaganda jak to jest dobrze za rządów PO. Ściema.Data dodania komentarza: 11.02.2025, 04:57Źródło komentarza: Inwestycje w gminach powiatu starogardzkiego (cz. 2)Autor komentarza: MagdaTreść komentarza: Jak miło przeczytać o historii tego regionu! Moi przodkowie w XIX mieszkali w okolicy Skórcza i czuję do tej ziemi sentyment...Data dodania komentarza: 11.02.2025, 00:31Źródło komentarza: Dziś Światowy Dzień Kociewia!
Reklama
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze