Do naszej Redakcji zatelefonował pan Jerzy, syn 80-letniej pani Krystyny Giełdon, która od kilku dni przebywała w starogardzkim szpitalu. Zgłaszający poinformował, że bez jego wiedzy ratownicy zawieźli półnagą 80-latkę do domu w Borzechowie, nie zważając na fakt, iż kobieta nie miała przy sobie kluczy do mieszkania.
Ostra dyskusja w szpitalu
Udaliśmy się na miejsce, gdzie czekała już policja. W SOR-ze rozgorzała zacięta dyskusja.
Obie strony, w obecności funkcjonariuszy, próbowały przedstawić swoje racje.
- Byłem w trakcie załatwiania mojej mamie opieki w specjalistycznym ośrodku, kiedy zobaczyłem, że mam nieodebrane połączenie – dzwoniła moja mama. Oddzwoniłem i dowiedziałem się, że lekarze wydali decyzję o wypisie i mama jest już w drodze do domu – opowiada syn pani Giełdon. - Mama skarżyła się, że jest jedynie w samej górze od piżamy i pampersie. Nikt nie raczył jej nawet ubrać. Zapakowali do karetki i wywieźli ze szpitala – tłumaczył nam w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zgłaszający sprawę.
80-latka leżała na ziemi z telefonem w ręku
Poważne problemy zdrowotne pani Krystyny zaczęły się w styczniu 2017 roku, gdy mieszkanka Borzechowa miała pierwszy krwotoczny wylew do mózgu.
- Doszło do niego podczas mojej nieobecności. Poinformowała mnie o tym córka. Mama miała wysokie ciśnienie i bała się o swoje zdrowie, bo w październiku 2016 roku miała migotanie przedsionków serca i wstawiono jej wtedy dwa stenty. Ponadto mama leczyła się przez cały okres na nadciśnienie. Moja matka wezwała pogotowie w ten dzień, kiedy źle się czuła, o godzinie 13. Przyjechali wtedy ratownicy i podali jej jakieś środki przeciwbólowe. Nie zabrali mamy na pogotowie. Dlaczego nie zabrano, nie wiem do tej pory… Tego samego dnia około godziny 17. moja córka dotarła do babci, gdyż miała nieodebrane połączenie. Drzwi były otwarte, a mama leżała na ziemi z telefonem w ręku. Córka wezwała pogotowie i dopiero wtedy zabrało ono mamę do szpitala. Co byłoby, gdyby córka wtedy nie pojechała? Moja mama mogłaby nie żyć… - mówi syn pacjentki.
Po tym fakcie pacjent postanowił złożyć zażalenie na pracę ratowników KCZ do prokuratury.
Pacjentka bez jedzenia, picia i lekarstw?
Nasz Czytelnik samodzielnie opiekuje się schorowaną matką, choć sam ma problemy ze zdrowiem i nie może dźwigać.
W tyk roku, po Świętach Wielkanocnych, 80-latka ponownie trafiła do szpitala. Choć syn pani Krystyny uprzedzony był już do opieki medycznej w starogardzkiej placówce medycznej, nie miał innego wyjścia. W czasie pobytu pacjentki w SOR-ze mężczyzna starał się załatwić miejsce w ZOL-u w Nowej Wsi, a gdy nie było tam miejsca - postanowił udać się do Tczewa.
- Po drodze do Tczewa postanowiłem wjechać do prokuratury, aby dowiedzieć się, jakie są postępy w sprawie. W tym czasie otrzymałem od mamy telefon. Mówiła mi, że przenoszą ją na inne łóżko i prawdopodobnie chcą ją wypisać – relacjonuje. (...)
Syn uniemożliwiał chorej powrót do domu?
Kociewskie Centrum Zdrowia kategorycznie zaprzecza zarzutom syna pacjentki, które traktuje jako insynuacje i pomówienia.
- Pacjentka podczas pobytu w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym miała wykonaną pełną diagnostykę, zarówno laboratoryjną, jak i obrazową, oraz konsultowana była przez wielu lekarzy specjalistów. Podobnie jak na oddziale, na którym obecnie przebywa, pacjentce zapewniona jest profesjonalna opieka lekarsko - pielęgniarska – mówi Magdalena Jankowska, rzecznik starogardzkiego szpitala. - Jedynym aspektem, który mógł wpłynąć na pogorszenie samopoczucia pacjentki podczas pobytu w SOR-ze, o czym sama ze smutkiem wspominała, to fakt, iż syn pacjentki niejednokrotnie zaznaczał publicznie, że nie ma zamiaru opiekować się matką po jej powrocie do domu ze szpitala. (...)
Więcej o tej sprawie przeczytacie w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej.
Napisz komentarz
Komentarze