niedziela, 28 kwietnia 2024 22:36
Reklama
Reklama

FELIETON: „Reformy” obywatelki „ministry”

Pośród wielu szokujących propozycji nowych ministrów i „minister” koalicji Donalda Tuska, szczególną uwagę zwraca zapowiedź „ministry” edukacji o rychłym wprowadzeniu zakazu zadawania uczniom prac domowych.
FELIETON: „Reformy” obywatelki „ministry”
„Historia jest nauczycielką życia. Historia jest światłem prawdy” (Cicero)

Sprawa wywołała poruszenie wśród najbardziej świadomych nauczycieli, bo do tej pory żaden minister nie próbował im narzucać metod pracy. Wprawiła też w zdumienie metodyków na uniwersytetach, kształcących nauczycieli w całej Polsce. Na pracach domowych opiera się bowiem metodyka nauczania większości przedmiotów – zarówno w szkole podstawowej, jak i ponadpodstawowej. Prace domowe są też najlepszą formą przygotowania młodzieży do samodzielnych studiów. Jednak metodyków nie pytano o zdanie. Ani „ministra” Barbara Nowacka, ani jej zastępczyni „wiceministra” Katarzyna Lubnauer nigdy nie uczyły w szkołach, Dały się poznać jako działaczki ruchów lewackich, „parad równości”, aborcjonistki. Nowacka z zawodu jest informatykiem („informatyczką”?), aktywistką antykościelnego Twojego Ruchu Janusza Palikota), Lubnauer jest aktywistką partii Nowoczesnej Ryszarda Petru. „Dobra nowina” o rychłym zakazie prac domowych została podana w odpowiednim, ciepłym sosie: dzieci i młodzież za bardzo się męczą i mają za mało czasu na własne zainteresowania...

Mniej się uczcie
Okazało się, że prace domowe to tylko wierzchołek góry lodowej, wkrótce zapowiedziano drastyczną zmianę zakresu i treści nauczania niemal wszystkich przedmiotów, szczególnie niepokojącą w odniesieniu do historii i języka polskiego, czyli przedmiotów, które są odpowiedzialne za budowanie w młodym człowieku tożsamości narodowej.
Przypomnę pewne wydarzenie sprzed 3 lat, które z perspektywy czasu wydaje się zapowiedzią tego, co teraz się dzieje. Grupa posłów lewaków (ze środowiska Roberta Biedronia i SLD) złożyła w Sejmie interpelację nr 3463 w sprawie „błędów” w podręcznikach szkolnych do historii. Jakich? Na przykład takich, że „nauczanie religii jest sprzeczne z podstawą programową z historii”! To był „dyżurny” atak na Kościół i na religię, typowy dla tego towarzystwa, więc nikogo nie zdziwił. Jednak w swej „interpelacji” poszli dalej. Stefana Czarnieckiego – męża opatrznościowego w czasach potopu szwedzkiego, niekwestionowanego bohatera narodowego z czasów I Rzeczypospolitej, jednego z trzech wymienionych po nazwisku w naszym hymnie narodowym (obok Jana Henryka Dąbrowskiego i Napoleona) – nazwali „zbrodniarzem wojennym”! Pisali: „Według podstawy [programowej] Stefan Czarniecki jest <bohaterem>, a był nie bohaterem, ale zbrodniarzem wojennym”! Autor „Potopu” przewrócił się w grobie! O co chodziło lewakom? 1 i 2 czerwca 1652 Stefan Czarniecki, na czele chorągwi husarskiej, brał udział w tragicznej dla szlachty polskiej bitwie na uroczysku Batoh, na Podolu. Bohdana Chmielnickiego wspierał zaciąg tatarski. Doszło do jednej z największych tragedii w historii polskiego oręża. Nie tylko przegraliśmy tę bitwę. Do niewoli Chmielnickiego dostało się 5 tysięcy synów szlacheckich, z doborowych chorągwi Rzeczypospolitej. Okrutny zbrodniarz – dziś główny „bohater wolnej Ukrainy” – nie miał litości. Dzicz kozacka, z pomocą Tatarów, prowadziła pojedynczo na rzeź polskich jeńców. Żeby lepiej pojąć tę tragedię, zwracam uwagę, że zamordowanych wtedy (pałką, siekierą) Polaków było więcej niż tych z Lasu Katyńskiego! Stefan Czarniecki ukrył się tak, że cała masakra rozgrywała się na jego oczach. Zaprzysiągł zemstę. Nie miał od tej pory litości dla zbrodniczej dziczy. Bił się, w obronie Rzeczypospolitej, nie tylko ze Szwedami czy Moskalami, ale i ze znanymi z nieludzkiego okrucieństwa „powstańcami” Chmielnickiego. Dlaczego prawie 4 wieki później posłowie na Sejm (podobno ludzie wykształceni, niektórzy to nawet nauczyciele akademiccy!) znieważają bohatera? Chcą standardy XXI w. w zakresie praw człowieka i praw wojennych przykładać do wojny z dziczą w XVII wieku? A może chodziło po prostu o programowe zohydzanie naszej przeszłości? Polacy „zbrodniarze”, „antysemici”, „kolonizatorzy” (według Olgi Tokarczuk!). Polacy sami „winni” okrucieństwa wołyńskiego, bo byli przed wojną niedobrzy dla mniejszości (tego uczą w szkołach ukraińskich na terenie Polski!). Polacy byli niedobrzy dla Niemców, dlatego oni byli niedobrzy dla Polaków (według wiceprezydenta Gdańska Piotra Grzelaka)?!

Nie było bitwy pod Grunwaldem
Wróćmy spod Batoha do naszych czasów. W propozycjach „ministry” Nowackiej „odchudzania” historii w szkole podstawowej usuwa się bitwę pod Grunwaldem i jej legendarnego bohatera Zawiszę Czarnego (w powieści Henryka Sienkiewicza widzimy go otoczonego stosem krzyżackich trupów – też „zbrodniarz wojenny”?). Usuwa się wszystko, co dotyczy rzezi wołyńskiej. Czy chodzi o to, że Bandera, Suchewycz i inni bandyci mordowali „w słusznym gniewie”, „w imieniu ludu”, a winni byli Polacy? A może chodzi o to, by nie urazić ukraińskich dzieci, które chodzą do polskich szkół? Mamy zmienić naszą historię, napisać ją na nowo albo usunąć?

Głupia historia?
W wielu polskich szkołach wisi maksyma Cicerona: „Historia magistra vitae est” (historia jest nauczycielką życia). Czy pozrywamy te napisy, tak jak ostatnio Ministerstwo Klimatu i Środowiska zerwało ze ściany Znak Polski Walczącej i upamiętnienie żołnierzy „wyklętych”? Kotwica jest symbolem cnoty nadziei (spes), a Nowacka proponuje usunięcie z programu szkoły podstawowej wszystkiego, co dotyczy naszych chrześcijańskich korzeni! Chodzi nie tylko o christianitas – średniowieczną cywilizacje Europy i Królestwa Polskiego. Lewacy wyszydzają tę cywilizację od lat, idąc śladem komunistów, którzy kazali uczyć w szkołach, że średniowieczna Europa chrześcijańska była czasem… ciemnoty!

Precz z JP II!
Nowacka idzie jeszcze dalej, wykreśla „rolę Jana Pawła II i jego wpływ na przemiany społeczne i polityczne”! Ostateczna rozprawa z tożsamością Polaka – katolika czy „troska” o dzieci afrykańskich „uchodźców”, którzy w większości są muzułmanami? A gdzie troska o wrażliwość nas – gospodarzy tej ziemi, potomków tych, co nie żałowali krwi dla Polski? Nowacka i jej współpracownicy chcieliby, by polskie dzieci i polska młodzież nie znali ani Zawiszy, ani Czarnieckiego, ani przeora Augustyna Kordeckiego, by nie czytali „Reduty Ordona”, „Śmierci Pułkownika”, „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego, by nie znali Norwida. Wprowadza nowych „klasyków” – promowanych od lat przez „Gazetę Wyborczą”. Chcą nas odrzeć z naszej dumy narodowej? Chyba się nie damy?

Unia nakazała te zmiany
Do tematu trzeba nieustannie wracać. Ostatnio redaktor Jakub Augustyn Maciejewski przeprowadził analizę („Inwazja Brukseli na polską edukację”, „Sieci” nr 9/24) związków obecnych „reform” Nowackiej z polityką niemieckiej Unii Europejskiej, w kontekście tzw. edukacji „włączającej”. Maciejewski pisze: „Z podstawy programowej polskiej szkoły znikają nasze zwycięstwa nad Niemcami. Przecież dzieci w Berlinie nie będą się tego uczyć”… No pewnie. I nie dowiedzą się o pierwszym ludobójstwie niemieckim podczas II wojny światowej – na pomorskich Polakach w Lesie Szpęgawskim i setkach innych miejsc. To pewnie i pamięć o ofiarach tego ludobójstwa powinna zniknąć? Każą nam zerwać pamiątkową tablicę na murze starogardzkiego wiezienia, którą poświęciliśmy 2 października? Czy takiej historii chcemy dla naszych dzieci? Horacy pisał nie tylko o „nauczycielce życia”. Pisał, że historia jest lux veritatis (światłem prawdy). To światło i tę prawdę należy obronić przed szaleńcami.

Historyczna nowa szkoła”
Taki był tytuł słynnego wiersza Adama Asnyka. Poeta, członek Rządu Narodowego w Powstaniu Styczniowym, pisał: „Historyczna nowa szkoła swą metodę badań ścisłą, sprowadzoną hurtem z Niemiec, rozpowszechnia ponad Wisłą […].W pełnym świetle jej dochodzeń jasną gwiazdą lśni despotyzm i wychodzi czysto na wierzch Targowicy patriotyzm, gdyż Kościuszko to był waryat, co buntował proletariat”! Czyżby Asnyk był wizjonerem?

 


Podziel się
Oceń

Reklama