W niewielkiej miejscowości pod Skórczem doszło do sytuacji rodem z telewizyjnych programów reporterskich. Mirosław Rybiński, mieszkający w Pączewie wpadł w tarapaty finansowe. Jak to gospodarz, żył z tego, co przyniosła ziemia i krów, które hodował. Zwierzęta jednak zachorowały, padło wiele sztuk. Rolnik wpadł w tarapaty finansowe.
- Tak się zdarzyło, że krowy zachorowały na tą białaczkę. W sumie zeszło 150 sztuk bydła – tłumaczy M. Rybiński. – Nie dostałem żadnego odszkodowania i tak wpadłem w długi. Wiadomo, jak każdy miałem kredyty. Do tamtego czasu spłacałem wszystko na czas, ale stało się tak z tą białaczką i nie miałem już jak spłacać. Długi narastały – słyszymy od rolnika.
Zlicytował przyczepę sąsiada
Jak opowiada Mirosław Rybiński, gdy stracił płynność finansową i możliwość spłaty kredytów, zaczęły się poważne problemy.
- Komornik próbuje licytować wszystko, co popadnie. Prawie cały sprzęt rolniczy, niezbędny do prowadzenia gospodarstwa jest w leasingu. Koniec spłaty przypada dopiero za kilka lat. Mimo to komornik próbuje to zlicytować, wciąż na nowo, do skutku. Najgorsze jest jednak to, że zlicytował przyczepę, która należała do kolegi a ja ją jedynie pożyczyłem, by przywieźć kiszonkę – informuje M. Rybiński.
Zdaniem rolnika nie było możliwości wyjaśnienia komornikowi, że przyczepa nie jest jego własnością.
- Informowałem komornika, że ta przyczepa nie jest moja, ale to nic nie dawało – wspomina M. Rybiński. – Kolega pojechał do kancelarii wytłumaczyć, że przyczepa jest jego ale było już za późno. Została sprzedana za 750 zł, gdy jej prawdziwa wartość wynosiła około 8 tysięcy zł.
Pokrzywdzony rolnik, Łukasz Tyczyński, pożyczył przyczepę z kiszonką, którą Mirosław Rybiński miał nakarmić swoje krowy. Nie upominał się o nią, ponieważ jej w tym czasie nie potrzebował. Zdziwienie przyszło w momencie telefonu, że przyczepy już nie ma, bo... zabrał ją komornik.
- Pożyczyłem koledze przyczepę z kiszonką, żeby miał dla swoich krów – opowiada Łukasz Tyczyński z Bobowa. – Nie była mi wtedy potrzebna. Zdziwiłem się, gdy dostałem telefon, że komornik mu ją zabrał z podwórka. Złożyłem pismo do kancelarii, ale dowiedziałem się, że już jest sprzedana i jak to mówią... po ptakach.
Przyczepa do dziś nie została odzyskana. Mirosław Rybiński natomiast wciąż walczy o zaprzestanie egzekucji.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej!
Napisz komentarz
Komentarze