O sprawie poinformowali nas zaniepokojeni mieszkańcy jednego z bloków, w którym plaga karaluchów spędza lokatorom sen z powiek.
– Karaluchy są wszędzie i codziennie uprzykrzają nam życie. Staje się to kłopotliwe podczas zwykłych, codziennych czynności. Wychodząc z psem na spacer, trzeba wziąć go na ręce, żeby żaden z tych robaków nie przyczepił mu się do sierści. To samo trzeba zrobić, kiedy wracamy ze spaceru – opowiada jedna z mieszkanek bloku.
Ognisko występuje w jednym z bloków
Jak udało nam się dowiedzieć, ognisko karaluchów występuje obecnie tylko w jednym z bloków. Mieszkańcy jednak boją się, że stworzenia te mogą przenosić wirusy i bakterie, a dodatkowo zanieczyszczają żywność. W dużych skupiskach karaluchy wydzielają nieprzyjemny zapach.
– Boimy się, że niedługo karaluchów będzie tak dużo, że nie da się ich zwalczyć. Sytuacja ma miejsce od kilku tygodni, a TBS z tym nic nie robi. Za co my płacimy podatki? Koniecznie trzeba zaznaczyć, że tych owadów jest tak dużo, że można je normalnie zbierać do reklamówki – dodaje zaniepokojony lokator.
„Przeprowadzimy deratyzację”
Z prośbą o wyjaśnienie tej sprawy zwróciliśmy się do Towarzystwa Budownictwa Społecznego Ziemi Kociewskiej. Jak udało nam się dowiedzieć, karaczany upodobały sobie szczególnie mieszkanie po zmarłej osobie. Przez dłuższy czas było ono zamknięte, przez co niemożliwe było przeprowadzenie dezynsekcji.
– Do czynienia mamy z ogniskiem w tylko jednej nieruchomości. Po zgonie jednego z użytkowników lokalu nie mogliśmy przeprowadzić pełnej dezynsekcji. Żeby działania przyniosły skutek, preparat musi być rozkładany we wszystkich lokalach – tłumaczy Bożena Ćwiklińska, kierownik Działu Techniczno - Eksploatacyjnego.
Więcej na ten temat przeczytacie w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej.