Marek Gawlik ma 32 lata, jest mężem i tatą trójki wspaniałych dzieci. Na co dzień zajmuje się prowadzeniem małej firmy budowlanej, choć jak mówi, gdy był małym chłopcem chciał zostać strażakiem. Życie napisało mu jednak nieco inny scenariusz. Z chęci niesienia pomocy jednak nigdy się nie wyrasta. Tak też i jest w przypadku bohatera naszego dzisiejszego reportażu. Dzisiaj bowiem, oprócz obowiązków zawodowych i rodzinnych jest także liderem Szlachetnej Paczki w Starogardzie Gdańskim.
- Pierwszy raz usłyszałem o Szlachetnej Paczce 5 lat temu, wtedy po raz pierwszy byliśmy wspólnie z rodziną darczyńcami dla jednej z rodzin z okolic Osiecznej – wspomina Marek Gawlik. - Bardzo spodobała mi się taka forma pomocy, sama idea mądrego pomagania i to, że konkretny człowiek pomaga konkretnemu człowiekowi. Zastanawiałem się dlaczego Szlachetnej Paczki nie ma w Starogardzie, dowiedziałem się, że nie ma, ponieważ nie ma lidera, który zbudowałby struktury czy zrekrutował wolontariuszy. Zgłosiłem się, zostałem zaproszony na rozmowę rekrutacyjną, potem szkolenia w Warszawie i Krakowie. I tak jestem liderem Szlachetnej Paczki w Starogardzie już czwarty rok – mówi Marek Gawlik.
Jak tłumaczy nasz bohater, wrażliwość na drugiego człowieka zaszczepili w nim rodzice.
- Rodzice nauczyli mnie wrażliwości i otwartości na drugiego człowieka. Odkąd pamiętam tata z mamą pomagali bardziej potrzebującym choć i u nas się „nie przelewało” – wspomina nasz rozmówca.
Przed finałem skupia się wyłącznie na ,,Paczce”
Nasz bohater koordynuje pracę wielu wolontariuszy, zajmuje się organizacją i zachęcaniem mieszkańców do pomocy swym bliźnim w potrzebie. Wszystkie te obowiązki pochłaniają sporo czasu, a pozostaje przecież jeszcze rodzina i praca zawodowa.
- Szlachetna Paczka jest projektem bardzo czasochłonnym. Finał projektu to zawsze początek grudnia, ja jednak swoje działania prowadzę praktycznie cały rok (pozyskiwanie adresów rodzin w potrzebie, kontakty z darczyńcami, dobroczyńcami, szkolenia, budowa drużyny wolontariuszy). Wszystko to zajmuje dużo czasu jednak zawsze go wygospodaruję - choć czasami nie jest łatwo. Miesiąc przed finałem projektu nie pracuję zawodowo tylko skupiam się na” ,,Paczce” – wyjaśnia Marek Gawlik.
Praca w Szlachetnej Paczce to też styczność z tysiącami smutnych, nierzadko dramatycznych historii. Mało kto żyje bowiem w biedzie na własne życzenie. Często nawet tym najsilniejszym pęka wówczas serce i trudno opanować swe emocje. Jedną z takich, które bardzo poruszyły Marka, jest historia pani Joanny, uczestniczki tegorocznej edycji Szlachetnej Paczki. Kobieta jest samotną matką wychowującą pięcioletniego syna.
- Podczas wywiadu u rodziny zawsze pytamy czy któryś z członków rodziny choruje. Zapytałem więc pani Joanny, spojrzała na mnie i się rozpłakała. Wiedziałem, że jest coś na rzeczy, po chwili milczenia pani Joanna powiedziała „ja umieram, mam nowotwór złośliwy i nawet już chemii mi nie podają”. Do tej pory wydawało mi się, że potrafię opanować emocje, lecz w tej sytuacji patrząc na płaczącą panią Joannę oraz „szklane oczy” wolontariuszki, z którą tam byłem i na małego, nic nieświadomego chłopca i ja nie potrafiłem powstrzymać łez – mówi Marek.
Pomoc musi być mądra
Często spotykamy się z opinią, że ludzie żyjący w biedzie, żyją w niej z własnej winy. Zapytaliśmy więc naszego bohatera, który z takimi historiami ma do czynienia niezwykle często, jak to wygląda naprawdę.
- Często odwiedzam bardzo biedne rodziny, w których zdrowi, pełni sił rodzice nie pracują. Pytam czy szukają pracy czy dorabiają, żeby polepszyć choć trochę swoją sytuację - często odpowiadają, że nie, tłumacząc się bolącym kręgosłupem itp. Zawsze staram się ich nakierunkować, podaję swój przykład: ja też mam problemy zdrowotne, jestem po operacji kręgosłupa, lekarz zabronił mi pracy fizycznej, ale wstaję rano, zaciskam zęby, czasami biorę tabletki przeciwbólowe i idę do pracy, a wszystko po to, by moja rodzina mogła godnie żyć. Oczywiście ten problem nie dotyczy wszystkich, których odwiedzamy. Są też tacy, którzy starają się bardzo, pracują nawet na dwa etaty, by utrzymać np. niepełnosprawne dzieci potrzebujące rehabilitacji czy specjalistycznej opieki lekarskiej – tłumaczy.
Szlachetna Paczka to mądra pomoc, nie każdy ją otrzyma. Wolontariusze odwiedzają zgłoszone do projektu rodziny, by sprawdzić, jak wygląda ich sytuacja naprawdę.
- Nie wszystkie rodziny zgłoszone do projektu otrzymują pomoc. Mam przekonanie, że gdybyśmy pomagali również rodzinom roszczeniowym utwierdzalibyśmy ich w tym, że po prostu im się należy. W projekcie chcemy nagrodzić postawę bohaterską rodziny - jeżeli starają się wyjść z ciężkiej sytuacji, ale potrzebują jakiegoś impulsu. Oczywiście czasami jest ciężko odmówić udziału w projekcie np. rodzinie, w której są dzieci. W zeszłorocznej edycji musiałem jednak jednej z takich rodzin odmówić. Na moje pytania dotyczące najważniejszych potrzeb rodziny, niepracująca pani wymieniła zmywarkę, bo jak stwierdziła jest dużo do pomywania przy tylu dzieciach. Wymieniła również telewizor i kosmetyk - bo lubi ładnie pachnieć. Nie wspomniała w ogóle o potrzebach dzieci, myślała tylko o sobie – kontynuuje Marek Gawlik.

Dalszą część wywiadu z Markiem Gawlikiem znajdziecie w aktualnym numerze Gazety Kociewskiej.
Napisz komentarz
Komentarze