Starogard Gd. i okolice nazywany jest „zagłębiem autohandli”. Setki ogłoszeń na portalach, w auto-gratkach, gazetach. Gęsta sieć auto-komisów, punktów z używanymi samochodami. Tutaj można kupić niemal wszystko – także sprowadzane z Zachodu „graty”.
O tym, w jaki sposób handlarze doprowadzają auta do „drugiej użyteczności” krążą legendy. Większość oferowanych samochodów sprowadzanych jest z Zachodu. Są przywożone na lawetach, bo nie dałyby rady dojechać do Polski o własnych siłach. Trafiają do „salonów odnowy”. Niektóre warsztaty specjalizują się w „liftingu”. Auta są łatane, składane, lakierowane – czekają na klienta jako okazyjne„nówki” alb „mało używane”, „z pierwszej ręki”, „używane jako drugie auto w rodzinie”, „eksploatowane przez kobietę” itp.
Gdy z progów lub drzwi zaczyna schodzić nędznie położony lakier, a na powierzchnię wyłania się rdza, szczęśliwy dotychczas właściciel zaczyna rozumieć, że „ten jedyny egzemplarz” to jeden z wielu „szrotów” po „liftingu”.
Po krótkim kursie wytrawnych samochodziarzy i poradników internetowych„jak sprawdzić auto z komisu” ruszam po zakup samochodu - odwiedzam kociewskie autohandle. Sprawdzam, jak te opowieści mają się do rzeczywistości i czy z samochodami wystawionymi na sprzedaż naprawdę jest tak źle.
Przyjedzie chłopak i podkręci licznik
Pierwsze istotne spostrzeżenie. Właściciele autohandli dzielą się na dwie grupy. Tych, którzy za wszelką cenę próbują zamaskować wizualne ubytki i techniczne wady oraz tych, którzy z zadziwiającą szczerością, nie pozostawiają kupującym żadnych złudzeń. Tych drugich jest zdecydowanie mniej.
Nie uważa pan, że 106 tys. przejechanych kilometrów to podejrzanie mało jak na 10 – letnie bmw? – zagaduję właściciela, który wychodzi ze swojego garażu, gdzie szykowane jest do sprzedaży kolejne auto.
Widać po wnętrzu, że samochód swoje już przeszedł – zauważa ze szczerością sprzedawca. - Dopiero co sprowadziłem autko z Włoch. Makaroniarze nie mają zwyczaju specjalnego dbania o auta. Ale rzeczywiście, te 106 tys. km jest trochę podejrzane. Mam speca od liczników, za 50 zł podkręci. Trudno bowiem uwierzyć, że te auto tak mało przyjechało...
Kiedy odjeżdżam spod posesji, która jest prowizorycznym komisem zauważam świeżutko pomalowaną karoserię auta, którego nawet nie zdołałem zidentyfikować. Taka „nówka” trafi niedługo do mniej dociekliwego klienta. Czy z podkręconym licznikiem?
Kolejny „szczery” handlarz trafia się w komisie położonym przy „berlince”.
Nie łudzi się pan, 90 % aut jest „bitych”. To samo z książkami serwisowymi, większość z nich jest podrobiona– wystrzelił po kilkunastominutowym oglądaniu volvo mężczyzna. Nawet jeśli sprzedawca przesadził z szacunkami, skala problemu wydaje się duża. Oglądane volvo było oczywiście w 100 – procentach bezwypadkowe. Być może straszeniem próbował odwieźć mnie od konkurencji.
Autko jest w świetnym stanie technicznym, osobiście jechałem nim z Niemiec – zapewnia handlarz. - Może jest trochę zaniedbane wizualnie. Jak pan chce to pomaluję maskę i wymienię reflektor, bo widać, że jeden był już wymieniany. Oczywiście, w cenie. Może łatwiej będzie później sprzedać.
Sprawdziłem na allegro - można kupić „oryginalne” książki serwisowe dowolnego auta.
Więcej w Gazecie Kociewskiej,
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze