Przyjście do kościoła i stanie w drzwiach, a tym bardziej nie przystąpienie podczas Mszy Św. do sakramentu Komunii Św. nie daje tak naprawdę naszej duszy zbyt wiele. Przechodzimy często wokół kościoła nawet w przeciągu dnia, nie zatrzymując się choć na chwilę. Modlitwa, przystąpienie do sakramentu Pokuty, Msza Św., mogą zdziałać więcej, niż można by się tego spodziewać. Dzisiejszy, często skomplikowany świat, przynosi nam wiele problemów i trosk. Korzystamy z porad psychologów, leczymy się na terapiach, zasięgamy porad lekarzy, a nawet wróżbitów, a największe dobro i pociecha, które przynosi wiara, leży dosłownie na wyciągnięcie ręki. W Piśmie Świętym czytam o zawierzeniu bezgranicznie Bogu: „Nie troszczcie się o więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy” (Mt, 6, 34).
Uczyć się dialogu z Bogiem
Częste przystępowanie do spowiedzi św. powinno nas umacniać, ale czy nie często jest tak, że traktujemy ten sakrament jednak mechanicznie z wyrytą formułką? Niekiedy w pośpiechu nie znajdujemy nawet choć trochę więcej czasu, aby przyjść wcześniej do Kościoła i porozmawiać z Bogiem, zrzucić ten ciężar zmartwień, a po spowiedzi św. pozostać na Mszy i przystąpić do Komunii.
Przygotowanie do spowiedzi św. jest tak samo ważne, jak ona sama.
- „Sakrament Pokuty jest zwyczajnym sposobem otrzymania przebaczenia i odpuszczenia grzechów ciężkich, popełnionych po Chrzcie”, napisał bł. Jan Paweł II. Ojciec Św. uświadamia nam, że spowiedź św. nie może być praktyką wyłącznie świąteczną – przytacza ks. prałat Ireneusz Smagliński, rzecznik prasowy diecezji pelplińskiej.
- Jeżeli ma nas umacniać na chrześcijańskiej drodze do doskonałości, powinniśmy dać sobie szansę częstego korzystania z licznych łask, które wypływają z sakramentu pokuty i pojednania. Każda spowiedź św. jest nie tylko jednorazowym aktem wiary i łaski, ale również procesem uświadomienia sobie grzechu, żalu za popełnione zło. Kolejnym etapem jest szczera spowiedź św. i zadośćuczynienie. Niedawne święta Zmartwychwstania Pańskiego stały się okazją do licznych spowiedzi św. Dlatego warto, już z pewnej perspektywy, postawić sobie pytanie: czy trwamy na drodze nawrócenia, poprawy naszych postaw?
Rozmowa z księdzem
Zatem spowiedź św. nie jest tylko oczyszczeniem naszej duszy, ale ma nas wzmacniać. To jednakże trudna droga. Nie jest tak przecież, że po jednej spowiedzi św. już nigdy nie zaznamy grzechu. Wracamy do konfesjonału, niekiedy nawet nie raz w ciągu miesiąca, lecz każda z nich, ma nas coraz bardziej umacniać. Każdy z nas ma wady, każdy człowiek jest podatny na słabości, lecz każdy z nas, każdy z osobna został powołany do życia dla ważnego celu. Nigdy nie możemy rezygnować z naszej wyjątkowości i przestać o nią walczyć. Czasem warto jest wybrać swojego spowiednika, aby co spowiedź dostrzegać, co się udało poprawić w życiu, a co jeszcze wymaga naszego wysiłku.
- W stałej formacji duchowej chrześcijanina bardzo pożyteczne jest kierownictwo duchowe i posiadanie stałego spowiednika – komentuje ks. Ireneusz Smagliński. - Dobrze, kiedy kapłan zna nasze wnętrze i może ocenić bieżący stan ducha. Skuteczność dobrej spowiedzi wspomaga ocena stanu duszy. Stały spowiednik skuteczniej pomaga penitentowi, gdy może wskazać co czynić dalej, a może do czego wrócić w pracy nad sobą. Bł. Jan Paweł II napisał, że spowiedź św. ma „charakter terapeutyczny, czyli leczniczy”. Dlatego dobra wiedza spowiednika o wnętrzu penitenta pomaga „osądzić i rozgrzeszyć, leczyć i uzdrowić”. Ten wysiłek urealnia skutki spowiedzi św. Daje też trwalszą bliskość z Chrystusem i leczy relacje międzyludzkie. Przynosi też wiele pokoju wewnętrznego, które wszyscy tak bardzo potrzebujemy.
Lecz rozmowa z duszpasterzem nie tylko musi odbywać się w konfesjonale. Tak często mamy wokoło księży służących radą, a nie korzystamy z ich pomocy. W naszych codziennych troska zapominamy o rozmowie z kapłanem, który niewątpliwie może nam pomóc już samą rozmową naprostować nasze ścieżki. Nie należy traktować Kościoła czysto instrumentalnie, nie można tracić z oczy tego, jak wiele może on nam dać.
Modlitwa i Rodzina. Dwa skrzydła, które unoszą
Dziś niewątpliwie zdarza się tak, iż rodzice nie mają czasu dla swych dzieci, szczególnie jeśli chodzi o wychowanie w wierze chrześcijańskiej. Także dzieci nie potrafią zwierzać się swym najbliższym, a wolą bardziej radzić się i szukać drogi życiowej w towarzystwie rówieśników, lecz to nie zawsze wychodzi na dobre. Dzisiaj w rodzinie trudno jest odnaleźć wspólny język. Brakuje wspólnej modlitwy, brakuje wspólnej lektury Pisma Świętego. A modląc się w wspólnocie, modlitwa staje się silniejsza. „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). To mówi Chrystus a Jego obecność w naszym życiu, w życiu naszych rodzin to gwarancja wewnętrznej siły na każdy czas, na dobre i na złe.
- Nie możemy pozostawać na uogólnieniach. Znam wiele rodzin, w których trwa piękna, wspólna modlitwa – mówi ks. prałat. - Jest nawet udowodnione statystycznie, że znaczniej mniej tych małżeństw rozpada się, w których była wspólna modlitwa. Pan Jezus powiedział: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mt 26,41). Doświadczamy współcześnie bardzo silnie mądrości tych słów. Dlatego pozostaje zachęta do szukania sposobów udrażniających nasze relacje, więzy rodzinne dla modlitwy. Trudno wyobrazić sobie małżonków, którzy nie chcą szczęśliwej, spokojnej, zgodnej i trwałej rodziny. To jest osiągalny efekt, ale nie bez wysiłku. Drogą do dobrej modlitwy, a nawet już samą modlitwą jest wspólne czytanie Pisma Świętego.
- Przeprowadzając kiedyś wywiad dla Radia Głos z jednym z wysokich urzędników państwowych a później Unii Europejskiej – przywołuje dalej ks. Ireneusz Smagliński - usłyszałem, że w jego domu zawsze w niedzielę wspólnie czytano Biblię. Szczególnie uroczyście, gdy warunki pogodowe, w górach nie pozwalały pójść do kościoła. Lektura Pisma Świętego to gromadzenie się przy Słowie Bożym. To modlitwa, to budowanie jedności serc.
Napisz komentarz
Komentarze