Ostatnie rozprawy nie wnoszą nowych faktów ani dowodów, które mogłyby w znaczący sposób wpłynąć na ogląd sprawy przez skład orzekający. W trakcie ostatniej rozprawy (2 lutego), odsłuchano stenogramy z przesłuchań oskarżonego, które przeprowadził prokurator tuż po zatrzymaniu „nożownika” w lutym 2015 r. Wyłania się z nich obraz osoby zagubionej, znerwicowanej po śmierci matki, zaszczutej przez nową rodzinę, którą próbował budować w Lisewie Malborskim. Czy tak samo zapamiętają go jego ofiary?
Co pamięta z napadów?
Okrzyknięty tczewskim „nożownikiem” Jakub S. ze szczegółami opowiedział śledczemu swoją wersję wydarzeń z przełomu 2014/15 r. Pierwszego dnia po zatrzymaniu prokurator przedstawił mu zarzuty rozboju, w związku z napadem na sklep przy ul. Łąkowej oraz usiłowania zabójstwa 70-latka nad bulwarem. W ostatni czwartek, po odsłuchaniu większej części stenogramu, Jakub S. miał tylko jedną uwagę: zauważył, że w protokole brakuje jego słów o chęci pomocy i wezwania karetki, z których zrezygnował tylko dlatego, że wyraźnie widział jak ranny podnosi się o własnych siłach i odchodzi. W dalszym ciągu nie przyznaje się do dźgnięcia mężczyzny długim, ok. 20-centymetrowym, ostrym narzędziem. Twierdzi, że 70-latek miał sam do niego podejść, prosić o 2 zł i mimo odmowy być nachalnym wręcz agresywnym. Według Jakuba S., sprawa wymknęła się spod kontroli, gdy zobaczył wystający z kieszeni kurtki nóż. Chłopak próbował go schować. Wstał z kurtką i gdy obaj znaleźli się twarzą w twarz, 70-latek miał zamachnąć się z butelką z piwem, a następnie wpaść na oskarżonego i nadziać na ostry koniec narzędzia. Taką wersję przedstawił 11 lutego 2015 r. i takiej trzyma się do dziś. Po co Jakubowi S. był nad Wisłą kuchenny nóż, który omal nie zabił człowieka?
„Dziewczyna biła mnie po twarzy”
Nóż wziął - jak tłumaczył - z domu, do naostrzenia. Tego dnia, po zakończonej pracy (na budowie zarabiał nie więcej niż 1600 zł) zamiast wracać do domu w Lisewie, zaszedł do ojca, by zapytać czy nie weźmie dla niego pożyczki. Z zeznań wynika, że notorycznie brakowało mu środków do życia. Dziewczyna nie pracowała, a przyszła teściowa robiła wyrzuty, że nie jest w stanie utrzymać rodziny. Żył z dnia na dzień, posiłkując się zaliczkami i tym co udało mu się ukraść. 7 lutego wahał się przed wejściem do sklepu przy ul. Łąkowej, ale pokonał lęk, gdy przypomniał sobie jak dziewczyna z nerwów bije go po twarzy. W sklepie wyciągnął nóż i krzyknął „pieniądze!”. Uciekł spłoszony możliwą interwencją osoby z zaplecza. Wrócił nad bulwar, gdzie zostawił podmienione ubrania i tam spotkał 70-latka.
"Z tym sklepem to była głupota, a z tym człowiekiem to przypadek. Bardzo tego żałuję". "Nie miałem wtedy kasy. (...) Kocham moją dziewczynę nad życie. (...) Gdybym mógł cofnąć czas, to bym to zrobił. Nie szedłbym do ojca, tylko od razu pojechał do domu".
Więcej na ten temat znajdziecie w bieżącym wydaniu Gazety Kociewskiej!
Napisz komentarz
Komentarze