sobota, 20 kwietnia 2024 07:13
Reklama

Starogardzianin Rafał Kośnik wyrusza kajakiem w samotny rejs po Amazonce

STAROGARD GD. Będzie zmagał się z komarami, wężami, polującymi w nocy jaguarami, ale przede wszystkim tubylcami, dla których „obcy”, nie zawsze znaczy „przyjaciel”. 13 października Rafał Kośnik ze Starogardu Gd. planuje wyruszyć w samotny rejs po najdłuższej rzece świata.
Starogardzianin Rafał Kośnik wyrusza kajakiem w samotny rejs po Amazonce
Kajakiem po najdłuższej rzece świat
Rozmiar tego przedsięwzięcia można z powodzeniem zaliczyć do jednego z ważniejszych ekspedycyjnych wydarzeń w historii Kociewia. Przez niemal cztery miesiące samotnej podróży zamierza pokonać 5,5 tys. km Amazonki. Dokonać tego chce w kajaku, wypchanym 80–kilogramami jedzenia i niezbędnego do przeżycia sprzętu. Noce będzie spędzał w namiocie rozstawianym w amazońskiej dżungli.
O kulisach karkołomnej wyprawy rozmawiamy z Rafałem Kośnikiem, starogardzkim podróżnikiem.  
- Każdemu przeciętnemu człowiekowi Amazonka kojarzy się z piraniami, krokodylami i żyjącymi na brzegu plemionami, które czekają, aż nieświadomy zagrożenia turysta zboczy ze szlaku. Nie boi się pan tych niebezpieczeństw?
- Oczywiście, są piranie, ale w praktyce jest tak, że one nie atakują ludzi, chyba, że w wodzie pojawiłaby się krew. Byłem w Pantanalu w Brazylii, gdzie kąpaliśmy się w rzece pełnej piranii i nic nikomu się nie stało. Na niektórych odcinkach rzeki są kajmany, zdarza się, że dorastają ogromnych wielkości, jednak rzadko atakują ludzi. Z reguły są „małe” - do 3 metrów długości, ale zazwyczaj boją się człowieka, bo jesteśmy dla nich zbyt dużym przeciwnikiem. Dużo większe niebezpieczeństwo stanowią drobnoustroje i komary, które roznoszą malarię i dengę. Najbardziej przygotowuję się do obrony przeciwko komarom. Jeśli chodzi o plemiona, to w głównym nurcie rzeki trudno będzie napotkać taką typową dzicz, bo te tereny są już cywilizowane. Inaczej jest natomiast w dopływach. Tam faktycznie jest dziko. Żeby tam dopłynąć trzeba odbić od Amazonki np. tysiąc kilometrów. Wtedy można spotkać plemiona np. takie, które atakują białych ludzi.
- Chce pan pokonać część Amazonki, tylko tę nizinną. Czy to znaczy, że łatwiejszą?
- Pokonam prawie całość rzeki, bo ok. 5,5 tys. km. Odcinek górski, który pomijam jest bardzo trudny, ale nie jest długi, ma 500 km.
- Co do zaoferowania oprócz wody i dżungli ma Amazonka i jej nabrzeże?
- Amazonka to przede wszystkim ludzie. W wielu przypadkach żyjący w specyficznych warunkach, zupełnie odcięci od świata. Ale to nie jest tak, że oni nigdy nie widzieli białego człowieka. Takie plemiona są, ale głęboko w dżungli i dopływach rzeki. Amazonka to też fenomenalna przyroda, wyjątkowa fauna i flora, ryby, cudaczne zwierzęta i rośliny, praktycznie 80 % gatunków z całej kuli ziemskiej. Można tam zobaczyć zmiany, jakie następują pod wpływem cywilizacji. Rząd Brazylii oraz przedsiębiorcy często nielegalnie wycinają masę lasów i ten fakt za kilka lat odczują nie tylko oni, ale wszyscy na świecie, w postaci zmian w klimacie. Jest to monitorowane satelitarnie, szacunki są przerażające - co kilka sekund wycina się las o powierzchni pięciu boisk futbolowych. Jednakże te dane i tak są mocno zaniżone, dlatego, że  system satelitarny jest tak stworzony, iż widzi tylko wycinki lasu powyżej 20 ha, no to wycinają 15, 14, 10 ha i tworzą pełno takich dziur, przez co Amazonia jest coraz bardziej przetrzebiona. Chciałbym też na to zwrócić uwagę, chociaż zdaję sobie sprawę, że głos takich ludzi nie jest słyszany. Ale lepsze to niż nie robić nic.
- Jak będą wyglądały noce w Amazonii, spędzi je pan na wodzie?
- Nie, noce będę spędzał na brzegu. Biorę ze sobą namiot tropikalny, biorę także baterie słoneczne, którymi będę ładował sprzęt, aparat, kamerę, czyli takie pełne wyposażenie survivalowe. Zabiorę jedzenie, które spożywają sportowcy wyczynowi, głównie odżywki jednego ze sponsorów wyprawy.  Przede wszystkim będę żywił się złowionymi rybami i owocami. Część rzeczy będę kupował od Indian, bo jest taka możliwość, a część w większych bądź mniejszych miastach. Po drodze będzie kilka potężnych miast np. Manaus (powyżej 1,5 mln mieszkańców). Będę miał też kontakt e-mailowy oraz telefoniczny, bo nie wszędzie jest dziko.
- Jak zamierza się pan porozumiewać z Indianami, na migi?
- Mniej więcej 1/3 drogi będzie w Peru, a 2/3 w Brazylii, gdzie obowiązuje język portugalski. Po drodze w tych językach się nie dogadam, bo przecież jest wiele narzeczy, Indianie porozumiewają się w swoim oryginalnym języku. Będę musiał dogadywać się na migi. Nigdy nie miałem z tym problemu, zdarzało mi się załatwiać w ten sposób nawet sprawy urzędowe.
- Do wyprawy przygotowany jest jakiś specjalny kajak?
- Tak, będę płynął specjalnym sprzętem, będzie to zasponsorowany kajak ekspedycyjny wykonany przez znaną firmę, która specjalizuje się w produkcji profesjonalnych kajaków i łodzi składanych. Kajak przygotowany jest w ten sposób, że z „dwójki” robią „jedynkę”. Gabarytowo będzie jak dla dwóch osób, po to, żeby do środka weszły wszystkie rzeczy. Oczywiście, będzie wodoszczelny, naprawdę super. Zabieram go z Polski, bo wbrew pozorom w Peru trudno kupić jakiś kajak.  
- Jak często Amazonka jest pokonywana przez podróżników?
- Z tego co wiem, całą rzekę przepłynął Chmieliński, w dolnej części dołączył Joe Kane, który później napisał z wyprawy książkę. Nie słyszałem, żeby ktoś jeszcze przepłynął tę rzekę. A próbowało wielu. Równocześnie z Chmielińskim płynęła wyprawa z RPA. Na odcinku górskim, gdzie kanion jest dwa razy większy niż Kanion Kolorado, prawie codziennie pada deszcz, a razem z nim lecą głazy. Największym zagrożeniem są narkotykowi przemytnicy, bo duża część z nich płynie wzdłuż granicy kolumbijskiej. O dziwo, dużo większym niebezpieczeństwem są tam ludzie niż zwierzęta. W Peru są też ruchy rewolucyjne. Partyzanci Świetlistego Szlaku strzelali chociażby do wyprawy Chmielińskiego. Grasują tam bandyci, kryminaliści, którzy czatują na turystów.
- Jak długo planuje pan być w podróży?
- Bilety mam wykupione od 13 października. Po trzech, czterech dniach jeśli nie będzie problemów, powinienem już być na wodzie. Powrót planuję na 1 lutego. Będę musiał „ostro” wiosłować, żeby wyrobić się w 3,5 miesiąca.
- Nie będzie pan tęsknił do rodziny?
- Mój wyczyn jest niczym w porównaniu z wyczynem małżonki, która będzie opiekowała się dwójką dzieci, 11 miesięcznym szkrabem i 9–latkiem. Małżonka ma w to przedsięwzięcie naprawdę bardzo duży wkład i za to już bardzo jej dziękuję. Wyprawę dedykuję mojej kochanej żonie Sylwii. Myślę, że czynnik psychologiczny, cztery miesiące podróży w samotności, bez rodziny będzie na pewno dużym problemem.
- Co będzie pan robił w wolnych chwilach w kajaku?
- Oprócz wiosłowania nie będę miał na nic czasu. Generalnie będzie to walka o przetrwanie. Dzień będzie wyglądał tak, że już w godzinach nocnych, ok. 3. będę wstawał i gotował jedzenie na cały dzień, żeby się już nie zatrzymywać. Przed świtem będę starał się wodować, żeby uniknąć komarów. Jest ich tak dużo, że przeciętny Europejczyk nie potrafi sobie tego wyobrazić. Trzeba uważać jak się oddycha, żeby się  nie udusić. Do tego są meszki, których są miliardy. Po wodowaniu płynąć muszę „do bólu”, ok. 10 godzin dziennie. Do picia będę łapał deszczówkę. Jeśli nie będzie jej wystarczająco dużo, to część wody będę brał z rzeki i gotował.
- Jak wyglądają ostatnie dni przed wyjazdem?
- Dużo ćwiczę na siłowni, ostatnio trenuję jujitsu brazylijskie, staram się utrzymywać kondycję, ale nie przesadzać, żeby się nie przetrenować. Wiem już, że optymalny wysiłek można mieć przez 3 miesiące, później następuje permanentne zmęczenie. Bardziej martwię się o czynnik psychologiczny, o to że jestem sam w dżungli. Ale jest też sporo innych niebezpieczeństw. Jest masa robactwa, pająków, skorpionów, węży. To też jest jakieś niebezpieczeństwo, przed którym można się jednak jakoś zabezpieczyć. Największym zwierzęciem na lądzie będzie jaguar, ale generalnie nie atakuje on ludzi bez powodu. Z kolei w wodzie zagrożeniem będzie żarłacz tępogłowy, czyli rekin, który potrafi wpłynąć z Atlantyku 5 tys. km w głąb rzeki. Wiadomo, taka ryba sieje spustoszenie i zżera wszystko co napotka na swojej drodze.
- Czego można panu życzyć?
- Na pewno powrotu do domu w zdrowiu, bo przecież to jest w tym wszystkim najważniejsze. A oprócz tego chyba udanej przygody.


Z nurtem Amazonki
Za duchową stroną wyprawy Rafała Kośnika stoi Piotr Chmieliński - pierwszy człowiek na ziemi, który dotarł do prawdziwych źródeł najdłuższej rzeki świata. Dotarł to mało powiedziane. Do źródła Amazonki położonego na wysokości ponad 6 tys. m n.p.m. doszedł niosąc kajak, którym następnie spłynął do Atlantyku, pokonując śmiertelnie niebezpieczne wąwozy i kilkumetrowe kaskady. Z tej wyprawy powstała książka pt. „Z nurtem Amazonki” napisana przez kompana Chmielnickiego Joe Kane’a . Wyczyn osławionego w Peru Polaka chce powtórzyć starogardzianin, Rafał Kośnik. Amazonki nie przepłynie w całości, chce pokonać jej znaczną część, położoną na nizinnych terenach Peru i Brazylii, bez pomocy z zewnątrz. Będzie zmagał się z komarami, wężami, polującymi w nocy jaguarami, ale przede wszystkim tubylczą ludnością, dla których „obcy”, nie zawsze znaczy „przyjaciel”.

Podziel się
Oceń

Reklama