sobota, 20 kwietnia 2024 18:34
Reklama

Zamiast azylu, miały piekło. Sprawą zajął się znany pięściarz

Często przez całe swoje życie ciężko pracowały na siebie i swoich właścicieli, a gdy były stare, schorowane i zaniedbane, stawały się niepotrzebne. Ich właściciele stawiali warunek: "Bierzesz? Jeśli nie, trafią do masarni." Wykończone zwierzęta trafiały wówczas do schroniska w Mirotkach, gdzie miały mieć azyl, a właścicielka zgotowała im niejednokrotnie piekło. Sprawę okrutnego znęcania się nad końmi nagłośniło stowarzyszenie Feniks – Raj dla skrzywdzonych koni.
Zamiast azylu, miały piekło. Sprawą zajął się znany pięściarz

Kilka lat temu w Mirotkach koło Skórcza powstał Ośrodek Hipoterapii i Jazdy Konnej. Właścicielka, Malwina K., przygarniała chore, wykończone i ledwo żyjące konie, dając im szansę na normalne życie. Konie miały tam w dobrych warunkach rehabilitować się i spokojnie dożyć starości. Szybko jednak okazało się, że rzeczywistość nie jest aż taka kolorowa. Niektóre konie dramat przeżywały dopiero tam – w miejscu, gdzie miały mieć lepiej.

Właścicielka uśpiła konia na własną rękę?
O sprawie donieśli zaniepokojeni mieszkańcy Mirotek, którym los zwierząt nie był obojętny. Poinformowali oni towarzystwa zajmujące się opieką nad zwierzętami. Cała sprawa nabrała tempa pod koniec grudnia ubiegłego roku.
– Zabraliśmy stamtąd wszystkie konie, gdyż pani Malwina na własną rękę uśpiła konia, stosując przy tym środek wydawany tylko i wyłącznie przez weterynarza. Tylko weterynarz może usypiać zwierzę – wyjaśniają nam przedstawiciele stowarzyszenia Feniks – Raj dla skrzywdzonych koni. – Przez cały grudzień zbieraliśmy dowody. Pani Malwina chciała ukryć zwierzęta w związku z planowaną kontrolą Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej. Tydzień przed naszymi działaniami właścicielka koni również miała kontrolę weterynaryjną, jednak wówczas nikt nie zainteresował się losem zwierząt. Obecnie wszystkie konie są leczone i mają co jeść. Szkoda tylko, że konie niekiedy miały gorzej niż u poprzednich właścicieli – dodają.

Sprawę skomentował znany bokser
Sprawą zajęły się również inne organizacje działające na rzecz zwierząt. Wśród nich znalazło się m.in. stowarzyszenie znanego pięściarza Marcina Różalskiego – Pomagaj pomagać – Różaland.
Sportowiec również odwiedził Ośrodek Hipoterapii i Jazdy Konnej w Mirotkach i nie dowierzał własnym oczom.
– Właścicielka pensjonatu w Mirotkach powinna dostać Oskara za swoją grę. Potrafiła zaskarbić sobie przyjaźń i zaufanie ludzi. Konie zostały zajeżdżone, zniszczone i zagłodzone, a później – najzwyczajniej w świecie – zabite – mówił pięściarz Marcin Różalski. – Właścicielka próbowała zabić jednego konia, ale nie udało jej się tego zrobić do końca, więc użyła środka, którego może użyć tylko weterynarz i są na to dowody. Ten koń po prostu odszedł w cierpieniu... Przed chwilą jeden koń skrajnie zagłodzony pojechał do lecznicy na Służewiec. Psy, których waga wynosi 80-90 kilo, jedzenia nie widziały. Wydaje nam się, że są to potwory jak z horrorów. Nie, to są ludzie, to są istoty, które mają czelność nazywać się ludźmi... Musimy działać razem, bo w jedności siła – dodaje Marcin Różalski.

Specjalna zbiórka
W celu pomocy zwierzętom utworzona została specjalna zbiórka pieniędzy. Każdy, kto chce, może wpłacać środki przez stronę Ratujemy Zwierzaki: https://www.ratujemyzwierzaki.pl/zaglodzone-konie-z-mirotek. Liczy się każda suma pieniędzy.



Podziel się
Oceń

Reklama