„Na ratunek 112” to serial docu-soap, przedstawiający historie, które mogą zdarzyć się każdemu z nas. Jego bohaterowie znajdują się w trudnej, często tragicznej sytuacji, niejednokrotnie na pozór bez wyjścia. Ich losy, a nierzadko i życie zależą właśnie od wiedzy i doświadczenia dyżurujących pod numerem 112, dyspozytorów Centrum Pogotowia Ratunkowego. To właśnie ci anonimowi dla nas ludzie, instruujący poszkodowanych przez telefon, są odpowiedzialni za sukces akcji ratowniczej i dalsze losy potrzebujących pomocy ludzi. Sytuacje, z jakimi muszą się zmierzyć, balansują na granicy życia i śmierci.
W rozmowie z nami, Michał Hinc opowiedział, jak do tego doszło.
- Cała historia zaczęła się około rok temu, gdzie wpadłem na pomysł, by spróbować grać w telewizji. Tak, też zacząłem ten pomysł realizować. Najpierw zgłoszenia na castingi, później podróże do Wrocławia, by się zaprezentować i finalne grać w serialach – opowiada. - Od zawsze grałem w przedstawieniach szkolnych, prowadziłem apele szkolne, praca z mikrofonem czy przed kamerami nigdy nie była dla mnie większym problemem. Choć nie ukrywam, że zdarzały się sytuacje, w których czasami stres potrafił zbić z tropu. Jak to się stało, że grałem w „Na ratunek 112”? W czerwcu otrzymałem telefon z propozycją odegrania głównej roli w jednym z odcinków tego serialu. Odpowiedź była błyskawiczna i brzmiała: „TAK”!
Ustalenie szczegółów, podróż i czas na plan. A co na planie? Kamery, powtórki, odgrywanie roli zgodnie ze scenariuszem i uwagami reżysera. Niesamowity dzień 12-godzinnej pracy. Była to dla mnie fantastyczna przygoda i doświadczenie, które mogę pielęgnować dalej. Pierwsza rola za mną, a co dalej? Pozostanie na tę chwilę tajemnicę, którą zdradzę w najbliższym czasie – mówi Michał Hinc.
Odcinek z udziałem starogardzianina Michała Hinca obejrzycie TUTAJ.
Napisz komentarz
Komentarze